czwartek, 10 czerwca 2010

Pierwsze chwile na OITN

Kiedy w miarę doszłam do siebie po tym nieszczęsnym porodzie, na moją prośbę przewieziono mnie na oddział intensywnej terapii noworodka, gdzie leżał Maciuś. Jego nowym domkiem, zamiast mojego przytulnego i bezpiecznego brzuszka był od dziś inkubator – na razie w wersji otwartej, przykrytej tylko folią, aby nie tracił ciepła. No i te kabelki, rurki, czujniki…..aż się nie chce pamiętać. Jednak właśnie to cała ta aparatura pozwoliła mu walczyć. Od lekarki dyżurującej – mojej imienniczki, której na samych początkach bałam się potwornie, dziś ją bardzo lubię i szanuję – nie dowiedziałam się niczego nowego – Maciuś jest skrajnie wcześnie urodzonym dzieckiem, skrajnie niedojrzałym, o skrajnie niskiej masie urodzeniowej. Skrajnie….to słowo, zamiennie z „wcześniakiem” słyszałam wtedy najczęściej. Pani doktor poinformowała mnie również, że więcej na jego temat będzie można powiedzieć za kilka dni, jak zrobią wszystkie badania.
Nie byłam chyba jak wszystkie inne mamy – przez pierwsze dni nie przesiadywałam przy maluszku długo. Przychodziłam tylko na parę chwil. Nie mogłam na niego patrzeć, serce pękało widząc jak własne dziecko cierpi, wiedząc, że nie mogę mu pomóc.

1 komentarz: