środa, 26 października 2011

Idą zęby, idą

      Wyjaśniła się przyczyna ostatniego przeziębienia : idzie prawa górna czwórka. Trochę śmiesznie, bo nie mamy jeszcze trójek, a tu już widać czwórkę, ale  nic to :). I nie wiem, czy tych zębów idzie więcej niż jeden, Maciula nie pozwala sobie dłubać w buziaku. Efekt choroby - minus 300 gram. Już się nie inhalujemy, więc i wymioty się zakończyły, uffff. Rosnąc w  tak szalonym tempie to pewnie do stycznia nadrobimy stratę ;P.
      Co mnie bardzo  cieszy, to nowe maciejowe umiejętności . Po pierwsze namiętnie bije brawo, nawet jak przypadkiem usłyszy gdzieś gdzieś w TV słowo "brawo", klaszcze łapkami tak szybko, jakby chciał prąd wytwarzać.  
      Po drugie - jakoś od maja czy czerwca podczas rehabilitacji ćwiczymy chodzenie przy meblu - do tej pory jak przekładałam mu nóżki, to ewentualnie się przesunął. Obecnie chyba wreszcie załapał sam i łazi w tę i z powrotem przy szafce pod TV (jedyna, jaką mamy w pokoju:).
     I po trzecie - do łez śmieszy mnie, jak Ewa wyrzuci swoje kredki z puszki,  a Maciej usiłuje je tam schować z powrotem. Problem w tym, że młody upiera się, aby schować kredki do puszki (takiej po herbacie dla niemowląt) trzymając je w poziomie. (O to, czy Maciej próbuje już cokolwiek wkładać do pudełek pani logopedka pytała mnie chyba w czerwcu).

PS- pozdrawiam Mirkę, która coś mi obiecała dwa lata temu i wciąż nie spełniła obietnicy ;P.


środa, 19 października 2011

Sezon chorobowy rozpoczęty

     Wiadomo, liczyłam się z tym, ale też miałam nadzieję, że Maciuś dłużej będzie się opierał zarazkom znoszonym przez nas do domu. W ubiegłym tygodniu potwornie kaszlała Ewa, teraz przyszedł czas na niego. W czwartek i piatek byłam w Łodzi na szkoleniu, już w piątek rano Kamilek zgłaszał, że młody ma kaszel. Wieczorem było już bardzo niefajnie, a noc z piątku na sobotę pozostała nieprzespana i spędzona na nasłuchiwaniu rodzaju kaszlu :). Był rzeczywiście paskudny, ale nie taki wymagający kontaktu ze szpitalem  - trochę już tego kaszlu wcześciej z nim przerabiałam, więc dałam leki i wyczekałam rana. Rano pojechaliśmy do lekarza, osłuchowo jest czyściutko, diagnoza to zapalenie górnych dróg oddechowych. Kaszel - takie zipanie, jakby przebiegł sobie z 20 km - spowodowany jest tą okropną dysplazją. Do tego temperatura i jesteśmy uziemieni:(.
        Waga 8,1 kg, tyle że dla Maćka wziewy = wymioty, tak ze 2x dziennie, a że zjada łącznie może z 300 ml na dobę, nie podejrzewam jakiegoś gwałtownego skoku na wadze w najblizszym czasie. Tym bardziej, że bardzo dużo śpi w ciągu dnia - aktywności ma może z 4h, więc nawet nie ma czasu na jedzenie.
       Poza tym malutki jest dosyć marudny - trudno mu się w sumie dziwić, mając gila po pachy, kto miałby dobry humor. Nauczył się biegać na klęczkach tyłem - zapindala tym sposobem jak dziki:), podejrzewam, że mało który dorosły dałby radę  go wyprzedzić :P.

wtorek, 11 października 2011

Jesiennie

        Po ostatnich pięknych przyrostach wagowych zaprzestałam podnoszenia kaloryczności, zostawiłam temat losowi. I tu surprajs - przez dwa tygodnie bez dopalaczy Maciejek urósł zero gram. Waga ani drgnęła. Tak tak Patrycja, wiem, że dzieci po skończonym roczku rosną już wolniej, że każde ma swoje tempo, nie można przekarmiać i tak dalej...Ja jednak uważam, że 8 kg to nieco mało na 16 miesięczne dziecko, i będę dodawać mu sinlcac do czego się da. Je już tak nawet ładnie, czasem zdarza się zwrotka, ale to mnie już tak nie martwi.
       Z nowości ruchowych to młody człowiek raczkuje na wyprostowanych nogach - nie wiem, jak to się fachowo nazywa :). Jak trafi mu się Ewy stołek, to jeździ nim sobie po podłodze. Jednak na ostatniej rehabilitacji pan Piotr zdziwony był, że wciąż słabo u nas z chodzeniem przy kanapie czy meblach. Jak musi, to potrafi, ale bez szaleństw, sam z siebie nie wykazuje nadmiernej inicjatywy do używania nóg w pozycji całkiem pionowej. Tym bardziej, że trudniejsze rzeczy, te z kolejnego etapu rozwoju, już potrafi sam.
      Zaczęliśmy palić w kominku - Maciuś koniecznie musiał sprawdzić, czy na pewno szyba jest ciepła - no i ma paluszki nieźle zaczerwienione od gorąca....ale może zapamięta lekcję, że gorące jednak parzy. Druga sprawa - musiał też sprawdzić, czy zmieści się pod kominkiem. Udało się, ale skórę na głowie zdarł, teraz ma już strupek wielkości mojego paznokcia :).
     Mały cwaniak miał etap płaczu, jak tylko wchodziliśmy do naszej niani - wiedział już, że go tam zostawię. Na szczęście to już chyba za nami :).