piątek, 2 marca 2012

Udało się - z wizytą u neurologopedki

       Nasze spotkanie z najlepszą na świecie neurologopedką, dr Ł.,  nareszcie doszło do skutku, czekałam na nie już niecierpliwie.
      Przywitała nas kobitka maleńka, drobna, zupełnie niepozorna, taka, którą na ulicy minęłabym, nie zwróciwszy na nią uwagi. Ale gdy pani doktor zaczęła z nami rozmawiać....fiu fiu.....wiedza, kompetencje, życzliwość, ciepło, zrozumienie aż biły po oczach.
        Pierwszy raz - a kilku lekarzy już z Maciejem odwiedziłam- ktoś go tak dokładnie przebadał. Calutka buzia i gardło zostały dokładnie obejrzane, wymacane, osłuchane, opukane i co tylko. Diagnoza bardzo szybko została postawiona - tak po polsku są to kłopoty związane z intubacją. Rurka, która oddychała za Macieja przez pierwszy okres jego życia totalnie zniszczyła mu czucie w gardle. Jego przełyk, krtań nie czują, że mają przełykać, stąd chomikowanie. Podczas osłuchiwania krtani pani doktor stwierdziła bardzo dużą wiotkość tamtych okolic. Pokazała nam na żywym przykładzie, jak  i czym go karmić, poić. Młody upaprał się jedzeniem jak nigdy dotąd, ale przynajmniej WIDZIAŁAM, jak karmienie, a w zasadzie uczenie jedzenia powinno wyglądać. Wiem już, jak pomóc mu przełknąć, jak się zupełnie zagubi w chomikowaniu - parę dni temu dwie godziny trzymał w buzi ziarno groszku zielonego, i w niczym mu to specjalnie nie przeszkadzało.
         Usłyszałam też, że maciejową mową powinien zająć się logopeda - dr wycenia ją na 10 miesiąc, a całą resztę rozwoju jego osoby na dużo więcej. Pomimo uwagi o słabej mowie miło było mi to usłyszeć - rozumiem, że Maciula się rozwija i jest dalej jak na 9 miesiącu :). Oczywiście nie znaczy to, że rozwojem mowy się nie zajmę, ale na razie na tapecie stawiam naukę jedzenia/ gryzienia i picia z otwartego kubka.
         Na wizycie była z nami Ewa. I jej się też "sięgło" przy okazji - pani doktor spytała, ile Ewa ma lat, a kiedy usłyszała, że "plawie ctely"  podpowiedziała, co mamy z nią robić, żeby skończyć z seplenieniem:).
       Po spotkaniu - była też z nami Zuzia, koleżanka Maćka jeszcze z czasów szpitalnianych - mieliśmy chwilę dla siebie. Dorośli wymieniali uwagi, a dzieci....robiły co chciały. Mój syn zachował się jak człowiek z wyjątkowo małom kulturom osobistom - spieszył się do zabawki, a że na trasie do tej zabawki leżała sobie biedna Zuzinka - przeszedł sobie po niej. Tak po prostu....:)
        W drodze powrotnej wdrażałam już sugestie dr Oli. Łamałam kawałek chrupa, pakowałam do buzi w miejsce zęba nr 3-4. Co robiło moje dziecko z chrupem? Nie czekało, aż rozpuści się samo, tylko elegancko gryzło. I do tego przełykało! Nie wierzę normalnie.
        Widzę światło w tunelu!! Co prawda wciąż bardzo daleko, ale na pewno nie jest to światełko pociągu:) Idzie wiosna :)


5 komentarzy:

  1. Pozdrawiam słodkie szkraby :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę sie jakniewiemco:)
    Pamietam swoją radość i emocje po pierwszej wizycie u dr Ł. Człowiek wychodzi od niej taaaaaaak naładowany energią i wiarą we własne dziecko, prawda?
    A co ze szpatułkami? Macie używać?

    Uściski:0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, dziękujemy z całego serca za polecenie nam tej lekarki. Bardzo nam się spodobała - no może Maćkowi ciut mniej- nawet mojemu raczej sceptycznemu mężowi.
      Niezwykle ważne dla nas było to, że wreszcie ZOBACZYŁAM, jak karmić mojego niejadka. I potraktowano nas nie z pozycji góry, tylko jakbyśmy się znali od zawsze, jak przyjaciół.
      Przed nami masa pracy, nie ma co ukrywać, również szpatułkami. Ale wiem, JAK. I to mnie buduje. I otrzymałam obietnicę, że Maciej jeszcze zje schabowego jak człowiek :)

      Usuń
    2. Super:)
      Pamiętam pierwszego kotleta, którego Franek wziął w łapkę i wrąbał:) To było po roku nauki gryzienia z lekkim okładem. Ale opłacało się:)
      Trzymam kciuki za Was:)

      Usuń
  3. No to super wieści przynajmniej wiecie na czym stoicie.:)
    Teraz wszelkie próby treningu powinny zaowocować sukcesami w nauce gryzienia i picia z otwartego kubeczka.Powodzenia!:)

    OdpowiedzUsuń