środa, 7 marca 2012

Marcowa zaraza

      W sobotę pogoda była przecudna, plus 12 stopni, wyruszyliśmy na pierwszy w tym roku porządny spacer. W niedzielę całą rodziną byliśmy na placu zabaw, połowa moich dzieci wybiegała się za wszystkie czasy, druga połowa nazwiedzała się że ho ho - sala zabaw ma powierzchnię 1000m2. Wydawało mi się, że Maciej będzie szczęśliwy w suchym basenie piłkowym, ale oboje się rozczarowaliśmy. Piłek były setki, nie czuł gruntu pod nogami i po prostu wył. Zajął się więc- jak prawdziwy mężczyzna- samochodami i spacerem wzdłuż płotku:).
       I pewnie podczas któregoś z tych dni Maciula napotkał  paskudnego wirusa. W poniedziałek się  rozkaszlał, we wtorek przybyła temperatura 39, środowa wizyta u lekarki wskazała na paskudne zapalenie ucha. Stąd taka temperatura. A płucka i reszta czyste. Ze względu na to, że przebywając pod moją opieką maluch tylko raz brał antybiotyk (rok temu, przy zapaleniu oskrzeli), pani doktor się nie wahała, powiedziała że nie ma na co czekać, samo nie przejdzie i zapisała antybola. Chyba nie jest on zbyt smaczny, Maciek jest wyjątkowo nieszczęśliwy :).
       Ale ja tu pochwalić się w sumie chciałam. W poniedziałek pojawił się pierwszy w tej chorobie paw, zwrócony mi został podwieczorek. Celowo nie dałam Maciejowi kolacji, żeby paw znów nie zaatakował (przy inhalacjach pulmikortem tak niestety mamy). I co na to moje dziecko? W porze kolacji wołało NIAM NIAM :). Wołał tak długo, aż dostał jeść. Do tej pory jestem w szoku, Maciek pierwszy raz w swoim życiu wołał jeść.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz