czwartek, 1 grudnia 2011

Znowu otrzymałam ponaglenia

        Na tapecie znów rehabilitacja. Naprawdę niezwykle ciężko jest obecnie ćwiczyć z Maciejkiem - mały zbój nie pozwala na moje zabiegi. Najbardziej nie lubi, jak usztywniam mu nogi w kolanach i zmuszam do stania na całej stopie w PIONIE. Wymusza sobie uginanie kolan, siad na tyłku zajmuje mu ułamek sekundy. I od nowa zaczynam prostowanie kolan i stanie na całych stopach...i tak w kółko. Chociaż przyznam, że dostałam od terapeuty pochwałę - Maciuś przyjmuje już zdecydowanie ładniejszą postawę i mniej pochyla się do przodu. Czyli jakiś sens tych tortur jest :). Przyznałam się, że w domu skręciliśmy stół na minimalną wysokość oraz rzadziej włączamy TV - te dwa przedmioty prowokują stanie na paluszkach, więc unikam ich jak mogę...
Jesienią dostałam od Jurka Owsiaka matę do hydromasażu (w sumie to dostał ją Maciuś:), ale przez ząbkowanie i nieodpuszczającego gila odstawiłam hydromasaże. Pan Piotr jednak przywołał mnie do porządku i zdecydowanie zalecił tę formę terapii (zwiększone napięcie w nogach).  No więc hydromasujemy się w domu. Maluch chyba już zapomniał, jak to działa, bo ryczy przez cały seans :(.
       Aaa, no i całe zajęcia  u pana Piotra spędziłam ostatnio na korytarzu - mój maminsynuś buczał i nie chciał współpracować ze swoim terapeutą, kiedy widział mnie. Wolał się polelać. No więc siedziałam sobie za drzwiami.. :)
     Ze spraw domowych - Maciuś rysuje :). Papuguje Ewunię, która namiętnie rysuje po ścianach,  i też próbuje swoich sił. A że ściana jest mu niespecjalnie wygodna, rysuje po podłodze. Są to oczywiście zupełnie przypadkowe pojedyncze kreski, ale lubię się z tego śmiać:). A radiem zarządza jak prawdziwy DJ.

      Prawie na sam koniec tego wywodu napiszę coś, co mnie powaliło w ostatnich dniach. Wiecie, że są w naszym kraju szpitale, gdzie maleństwom, wcześniakom takim jak mój syn nie daje się szansy, bo są zbyt kosztowne? Wciąż nie mogę w to uwierzyć, ale tak jest....

Poniżej foto ze spotkania Maćka i jego koleżanek ze szpitala :).


a tu utulony do snu przez swoją siostrę :D :D :D

6 komentarzy:

  1. Maciuś jest taaaaki słodki na ostatnim zdjęciu:) I te lalki obok niego - widać rękę siostry:)

    Dorota, gdzieś pewnie na etapie Twojego krasnala (chodzi mi o wiek) i ja musiałam zacząć wychodzić z rehabilitacji. Franek zaczął mnie używać jako..ehm..instancji odwoławczej:) Buzia w podkówkę.. "Maaaaaamoooo, krzywdę mi tu robią":) Z tych naszych szkrabików są niezłe cffaniaczki:) To też był okres, od którego mogłam sama coraz mniej ćwiczyć z małym.

    O "kochtochłonności" leczenia wcześniaków nie będę się wypowiadała...Zbyt bolesny to temat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koszty...Hmm a może oszczędza się przez to nieszczęścia rodzicom i kalekim dzieciom, skazanym na wizyty u lekarzy i męki rehabilitacji, które często nic nie dają...

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy - czy mówi ci coś nazwisko Hitler? On prezentował chyba podobną postawę jak twoja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy, czyli lepiej wrócić do czasów selekcji naturalnej? Lepiej nie rehabilitować dzieci, nie pomagać im? Niech leżą, niech nie mają szans na bardzo często normalne życie?
    Każdemu dziecku trzeba pomagać, tak jak pomagać należy każdemu człowiekowi. Dlaczego lekarz ma pomóc dziecku z anginą a dzieciaczkowi z padaczką już nie?
    To jest przecież ...takie proste.. To wymiar człowieczeństwa.. Nikogo nie wolno pozostawić bez pomocy, nie wolno nie podejmować nawet próby poprawy jego losu.

    Wiele byśmy oddały, żeby nasze dzieci nie musiały być rehabilitowane, żeby nie musiały jeździć do lekarzy, ale tego nie da się zmienić, nie da się cofnąć tego, co się wydarzyło kiedyś. Dziękuję Bogu codziennie, że są lekarze i terapeuci gotowi pomagać dzieciom, ludzie pracujący z powołania, którzy starają się do minimum zmniejszyć stres dziecka.
    Moje dziecko pracuje z cudowna rehabilitantką i jestem więcej niż pewna, że zajęcia nie są dla mojego synka męką. Nie odbieram naszego życia jako nieszczęścia.
    A rehabilitacja zawsze "coś" daje.

    Napisałam w poscie wyżej, że temat "kosztochłonnosci" jest dla mnie bardzo bolesny. Dlaczego? Bo usłyszałam o moim dziecku, że lekarze się go bardzo chętnie pozbęda z oddziału jako "bardzo kosztochłonnego pacjenta", że przecież "i tak umrze albo będzie rośliną".. A wystarczyło, żeby trafił w ręce ludzi, którzy pracują z powołania, prawdziwych Lekarzy i Pielęgniarek i proszę.. Mój "kosztochłonny pacjent"/"roślinka" już chodzi:) I kiedyś będzie pracował na Twoją i moją emeryturę.
    Serdeczności
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy, ciekawe czy jak by ten "problem" dotyczył Ciebie lub Twojego dziecka- niekoniecznie wcześniaka. Przecież nie zbadane są losy Boskie- w każdym wieku możemy ulec wypadkowi, ciężko zachorować i co wtedy też byś tak śpiewał(a)??? Pomagać i ratować trzeba w każdej sytuacji i każdemu... Ja się cieszę, że mam Córeczkę i nigdy nie żałowałam, że Ją mam, a ważyła zaledwie 660 gram.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten anonimowy to pewnie jakiś bardzo młody człowiek który nie ma pojęcia o wychowanie dzieci, o rodzinie, a tym bardziej o wychowaniu wcześniaka.Takim ludziom można tłumaczyć godzinami i tak nic nie zrozumieją bo są zbyt prymitywni, przykro mi anonimowy ale twa wypowiedz brzmi jakbyś był właśnie taką osobą.

    OdpowiedzUsuń