wtorek, 28 czerwca 2011

Poradnia oceny rozwoju - część trzecia

     Cała wizyta ogólnie mnie mocno rozczarowała. Zdawałam sobie co prawda sprawę, że jadę tam głównie towarzysko, żeby spotkać się z Patrycją, Anitą, Magdą, ale poza tym moja wiedza poszerzyła się o NIC. Gdyby nie dziewczyny, uznałabym ten czas za zmarnowany. No więc na miejscu byłam o 9, pani w rejestracji "przyjmowała" nas przez 15 minut, szukała Maćka karty, szukała jego numerku w ich systemie, wyliczyła, że teraz mamy 7,5 miesiąca wieku korygowanego (mamy dobre 9,5). Zważono nas - 7.060 kg, zmierzyć nie było czym - poradnia rozwoju wcześniaków nie jest wyposażona w miarkę. Rehabilitantka przyjęła nas szybciutko, sprawnie, uwagę miała tylko taką, że jak sobie Maciuś robi koci grzbiet, to paluszki podkurcza w stronę, w którą nie powinien. Obecność pani psycholog pominę milczeniem  - cała ta wizyta napawa mnie taką furią, że mogłabym chlapnąć za dużo na temat tej pani :). Dzieciaczki moich koleżanek zostały szybko ocenione przez panią doktor, tylko myśmy czekali....i czekali ... i czekali. Podpytywałam już panią doktor, kiedy będzie Maciuś, ale jeszcze nie było widać jego karty. Do lekarza wchodzi się w kolejności przybycia (pomimo umawiania 3 miesiące wcześniej na konkretną godzinę), kiedy więc do gabinetu zaczęły wchodzić dzieci, które dotarły tam po nas, poszłam się uprzejmie upomnieć o Maćka. Panie w rejestracji pięknie umyły rączki, one nic nie wiedzą, skąd taki bałagan w kartach i wcale się nie poczuwają do dziwnej sytuacji, w której małe dziecko czeka 4 godziny na przyjęcie przez lekarza. Dopiero, kiedy moja ( i Maćka przede wszystkim) cierpliwość się skończyła i przestałam być miła, pani rehabilitantka poprosiła panią doktor o przyjęcie nas. SUKCES. Po 4 godzinach siedzenia na ławeczce udało nam się dostać do lekarza. I tu rozczarowanie - oprócz tego, że Maciek jest tak fajnie oceniany przez rehabilitantkę i samą panią doktor, i że to głównie dzięki mojej pracy, nie usłyszałam kompletnie nic nowego.
      A tak wg mojej matczynej oceny rozwoju oceniam go pozytywnie. Jest już dzieckiem mobilnym, przemieszcza się po pokoju. Jak upatrzy sobie cel - na pewno do niego dotrze, szczególnie jeśli są to kapcie Ewy (nie wiem, dlaczego, ja w nich nic szczególnego nie zauważam :) ). Swobodnie pełza, próbuje raczkować, chociaż jak na razie nie widzi związku pomiędzy rękoma i nogami, uwielbia robić sobie tzw. koci grzbiet, zdarza mu się, że z tego grzbietu potrafi usiąść (z podporem, oczywiście :). Co mnie martwi, to jego "niejadkowość" - Maciek byłby najszczęśliwszym dzieckiem na świecie, gdyby nie musiał jeść. Nie wiem, jakim cudem nie gubi swojej wagi, a nawet leciutko przybiera.

       Udało się go zmierzyć podczas szczepienia - ma 71 cm długości.




1 komentarz: