sobota, 11 czerwca 2011

Najtrudniejszy pierwszy rok

         Uprzejmie informuję, iż od dnia 10 czerwca 2011 w naszym domu nie ma już niemowlęcia. Od dziś Maciej jest już dzieckiem. Teoretycznie oczywiście :).
        Ktoś mnie spytał, czy zrobimy mu roczek również we wrześniu, czyli wtedy, kiedy powinien się urodzić. Jeszcze nie wiem, ale w sumie nie każdy może sobie dwa razy obchodzić roczek :).
         Zgodnie z tradycją, którą z Kamilkiem pielęgnujemy, dzień urodzin naszego dziecka spędziliśmy wspólnie. Razem byliśmy na hydromasażu, wraz z Maciejkiem do wanny wskoczyła Ewunia - wyciągnęła wszystkie zabawki kąpielowe, które są tam przygotowane, zajęła nimi pół wanny, ledwo co zmieściłam tam Maćka:). Bez codziennego pośpiechu zakupy, obiad, wspólne zabawy, po prostu wszystko razem i bez gonitwy. Z proponowanych do wyboru przedmiotów najbardziej zainteresował go różaniec. Nic dziwnego - w końcu Maciej jest dzieckiem wymodlonym.
          Mały bilans? Proszę bardzo.
Wspomnień dziś głowa pełna, spychałam te myśli daleko i głęboko. Nie chciałam przypominać sobie koszmarnego 10 czerwca 2010, kiedy Maciek urodził się w parę chwil, kiedy myślałam, że urodziłam martwe dziecko, kiedy leżałam na poporodówce z mamami i ich dziećmi przy piersi, kiedy pierwszy raz zobaczyłam mojego syna w inkubatorze, kiedy nasłuchałam się od lekarzy, w jak ciężkim stanie jest mój wcześniak.....Prawie udało mi się to osiągnąć.
A dziś? Żaden lekarz się go nie czepia, nawet nasza pani nueurolog, całe dnie rozmawia, dużo się śmieje, kręci się, wierci, kula na brzuszek i z powrotem, ostatnio zaczął podnosić pupę jak do raczkowania, podparty swoimi rączkami potrafi dłuższą chwilę usiedzieć sam, jest bardzo aktywny i żywotny, rehabilitant go chwali, powoli i opornie, ale robi postępy i idzie do przodu. Czego chcieć więcej...? ;)
                            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz