piątek, 27 stycznia 2012

Terapeutycznie

       Wróciłam właśnie z Maćkiem z rehabilitacji. Moje uszy właśnie się regenerują.

        Nie zdążyliśmy dobrze wejść na salę ćwiczeń, jak rozpoczął się bunt. Był to dziki bunt, wręcz histeria. Wczepił się we mnie, nie chciał puścić. Wył tak ze 20 minut, a ja gawędziłam sobie z panem Piotrem (oczywiście tyle o ile, ile udało nam się wzajemnie usłyszeć :D). Uznałam jednak, że w ten sposób zmarnujemy całą wyprawę, zostawiłam więc awanturnika z panem Piotrem i poszłam sobie na korytarz. Też ryczał i był wysoce nieszczęśliwy, ale przynajmniej pracował.
        Na szczęście jest dobrze. Chodzenie za dwie ręce w dalszym ciągu zabronione, wypada to fatalnie (chodzi na paluszkach, jest napięty, bardzo pochyla się do przodu),  za to spacer za jedną rękę wychodzi dokładnie tak, jak powinien. W połączeniu z tym, że ta "ręka" to w zasadzie tylko asekuracyjnie jeden palec- mój lub Kamilka -jest super. Chód jest lekki, stabilny, sylwetka wyprostowana. Małe "ale" jednak jest - tak elegancko Maciejek umie chodzić tylko za swoją lewą rękę - nasz błąd, oboje z Kamilkiem dawaliśmy mu palec prawej ręki. Co ciekawe - chodzenie za jedną rękę jest podobno dużo trudniejsze, niż za obie.
        Zdarza się też ostatnio, że Maciek stoi sam, nie podpierając i nie przytrzymując się. Oczywiście stoi sam tylko do momentu, aż się zorientuje, co zrobił, no i natychmiast siada. Stoi prawidłowo, pan Piotr też go pochwalił. Teraz mamy uczyć go puszczania się :).
        Ze spraw domowych - każde moje polecenie, prośba, pytanie kierowanie do mojego własnego synka komentowane jest bardzo krótko. "NIE". Mam bardzo charakterne dziecko, które ma swoje zdanie i nie waha się go użyć :).
        W dalszym ciągu apetytu brak, tyle jednak dobrego, że pije bardzo dużo, i że zgubił tylko 100 gram przez ten tydzień. Aha. Obiadu gryźć nie umie. Ale paluszki (juniorki, takie niby bez soli) owszem. Pożera ja jak jakiś mały nałogowy paluszkożerca. Karmi  łyżeczką Ewę, mnie, tatę, karmi misia i lalę -  w grudniu to zadanie miał na teście przy ocenie rozwoju-  oblał je wtedy klasycznie. Trening jednak czyni mistrza.

Umie sam wdrapac się na Ewuni ławeczkę, a z ławeczki już tylko małe chyc na stół:
 


Że co? Ja jestem zbój? Niemożliwe!

3 komentarze:

  1. Ale fajnie czytać taki wpis!:)
    To wspinanie się na stół Maciuś chyba od Franka podpatrzył:)

    Szkoda że Wam wizyta u dr Łady nie wypaliła, wierzę, że za miesiąc dojdzie do skutku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnieszka, sama wiesz najlepiej, że wcześniaki maja dni lepsze i gorsze. Akurat w dniu tego wpisu miałam dzień bardzo "lepszy". Zeszła ze mnie obawa o prawidłowy chód - po tym, co Maciulek wyczyniał idąc za dwie ręce obawiałam się przeróżnych historii. Na szczęście- jest OK.
    Powiedz, co jeszcze wyczynia Franulek, żebym mogła się przygotować? Rozwija Ci rolki papieru toaletowego? Wyciąga bieliznę osobistą na środek podłogi?
    A dr Łada - nie wyobrażam sobie, aby nie udało nam się spotkać na początku marca.

    OdpowiedzUsuń