wtorek, 24 stycznia 2012

Codzienność

     Na dzisiaj mieliśmy zaplanowaną wizytę u najlepszej neurologopedki w kraju. Ale żeby nie było za łatwo, o 7 rano dostałam telefon od pani doktor, że jest zachorowana. Nie chciałam, aby pani doktor podzieliła się swoją chorobą z Maciejkiem, spotkanie przełożyłysmy - najpóźniej na 1-2 marca.
     Z nowości - młody człowiek na swoją siostrę Ewę woła uparcie "Ela", bardzo nam się to podoba. Uczymy go części ciała, jak mu się chce, to wie, gdzie ma nos, kolano, czasem umie znaleźć okulary, wie też, gdzie jest lampa. Razem z siostrą budują sobie z duplo - oboje bardzo lubią bawić się tymi klockami. Tuczę go sinlakiem i fantomaltem, chyba z sukcesem, gdyż w miesiąc przybrał jakieś 400 gram, waży jakieś 8,7 kg. Co prawda obecnie mamy gila i  kaszel oraz totalny brak apetytu, oczywiście pojawia się paw, ale mam nadzieję, że za dużo nie schudnie.
     Maciek uczy się schodzić tyłem z kanapy. Wygląda to komicznie - wie już, że należy zabrać się do tego tyłem, czasem wygląda to jak ćwiczenie jogi - jedna noga już na ziemi, druga jeszcze wciąż na kanapie :). Szpagaty w każdym razie ma opanowane.
     Ja dochodzę do siebie po wyrwaniu migdałków - wcale nie było  to fajne :(. Gdybym wiedziała, jaki ból powoduje rwanie na żywca, nigdy w życiu dobrowolnie bym tam nie poszła.
     W ubiegłym tygodniu byliśmy w przedszkolu na Dniu Babci i Dziadka. Maciek był tam największą maskotką - nie miał chwili spokoju, cały czas oblegany był przez dzieci, a Ewa pękała z dumy, że to jej braciszek taki fajny jest:).


Maciej wiesza pranie, gdyby ktoś pytał

1 komentarz: