sobota, 14 czerwca 2014

Żeby kózka nie skakała...

    ...to by całą głowę miała. Niestety, nasza kózka wczoraj nie była w przedszkolu, była bardzo niewybiegana, miała nadmiary energii. Po zajęciach z panią logopedką Maciek dostał prawdziwie małpiego rozumu i biegał jak dziki. No i niestety zaatakowała go ściana. Dokładnie narożnik ściany. Krew lała się jak szalona. Pojechaliśmy na pogotowie, pogotowie wysłało nas do szpitala ze skierowaniem "uraz głowy". Czoło Maciek ma rozcięte, dość głęboko, ale chirurg w szpitalu uznał, że wystarczy założenie specjalnych plastrów ściągających brzegi rany i że uda się to załatwić bez szycia. 
    Tuż po spotkaniu ze ścianą krasnalek płakał okrutnie, na pogotowiu był już spokojny, ale taki apatyczny, potem nam zasnął i obudził się dziś rano. Plastrem na czole był co najmniej zdegustowany, od razu spytał, kiedy będzie mógł go zdjąć.
      Chirurg zalecił oczywiście obserwację dziecka, gdyby coś się działo, to mamy natychmiast jechać do szpitala, ale mam nadzieję, że na plasterku i później bliźnie ta sprawa się zakończy.

     W zeszłym tygodniu Maciuś zatemperował sobie paluszek. Krew oczywiście się lała, na wieczór zdjęłam mu plaster, aby rana się goiła. Maciek musiał o tym chyba mocno myśleć, nawet przez sen, gdyż około 3 nad ranem przytuptał do mnie, abym sprawdziła, czy paluszek już mu się zagoił:).

     Inna anegdotka dotyczy precyzji w moim wysławianiu się. Przed domem mamy ławkę. Maciek wdrapał się na ławkę, usiadł na blacie. Nakazałam mu nieopatrznie "zejście z tego stołu". I strzeliłam sobie gola, gdyż Maciek odpowiedział, że to przecież wcale nie jest stół, tylko ławka.
I bądź tu człowieku konsekwentny w wychowywaniu dziecka :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz