Mamy w domu małego człowieka, który od najwcześniejszych lat stosuje na swoich rodzicielach techniki socjotechniczne.
Maciuś miał pewną potrzebę. Próbował ją najpierw wyegzekwować prośbą, potem groźbą. Potem zaczął ryczeć. Ryczał i ryczał (nie płakał, tylko ryczał:). Ponieważ jego argumenty nie poskutkowały, spróbował zastosować klasyczną socjotechnikę. Popatrzył mi prosto w oczy i powiedział "mamuś, ale przecież ja płaczę".
Odpowiedź na pytanie, czy była to metoda skuteczna, pozostawię bez odpowiedzi. W każdym razie rośnie nam emocjonalny terrorysta :).