piątek, 20 maja 2011

Nareszcie:)

        Mija właśnie tydzień, w którym a) rozpoczęliśmy wirówki (hydromasaż lub jak kto woli, jaccuzi dla niemowląt) b) moje dziecko zaczęło się turlać na brzuszek.
        Pierwsza wirówka odbyła się w poniedziałek - ogólnie bardzo fajna sprawa, duża wanna z wodą pełną ogromnych bąbelków, tyle że produkcja tychże bąbelków wydaje niestety przykry hałas. Maćkowi woda podobała się bardzo, hałas zdecydowanie mniej. Ten pierwszy hydromasaż to było jedno z najtrudniejszych 15 minut w naszym zyciu - Maciek cały czas mówił YYYYYYY, ja musiałam mocno się schylać, aby go w tej wannie masować. Kręgosłup zastrajkował. Ale nic to. Kolejne zajęcia przeszły spokojniej, nawet już zaczyna się przy tym rozluźniać (i właśnie o to w tym chodzi).
       Druga sprawa to przewroty. Już jakiś tydzien temu, jak leżał sobie na kocu na trawie, zafascynowała ona go tak bardzo, że aby ją chwycić, prawie się na ten brzuszek przekulał. Ale jak to Maciuś - prawie robi wielką różnicę i nic z tego nie wyszło. W poniedziałek  pod wieczór (po swoim pierwszym hydromasażu spał prawie calutki dzień) znów prawie się przekulał, ale kiedy usłyszał mój zachyt i nadzieję, cofnął się i zakończył próbę. We wtorek i środę kolejne próby, aby w czwartek pierwszy raz, niezdarnie i nieporadnie ale zupełnie samodzielnie znaleźć się na brzuszku. Za to w piątek, na wizycie u rehabilitantki z Polnej, na prośbę pani Beaty przekulał się z taką swobodą, jakby robił to od zawsze. Maciek dostał parę pochwał, ja za to dostałam zestaw ćwiczeń uczących go pełzania. Aha - pani Beata powiedziała, że Maciej na pewno będzie chodził i biegał, tyle że w swoim czasie.
     Piątek to też spotkanie z logopedką. Literatura mówi, że z dzieckiem powinno się rozmawiać w języku ludzi dorosłych. Okazuje się, że wcale nie. Kiedy dziecko podejmuje rozmowę, trzeba mówić w jego języku, powtarzać głośno głoski i sylaby, które ono wypowiada, prowadzić z nim dialog. Językiem dorosłych mówić i pokazywać proste czynności  - myję ręce, jem obiad, zmieniam pieluszkę. Na przyszły tydzien umówiłyśmy się na spotkanie, na którym nauczymy Maćka porządnie jeść - przez jego zapalenie oskrzeli, kaszel, katar, wymioty i inne atrakcje odmówił jedzenia smoczkiem. Z jednej strony to podobno bardzo dobrze, świadczy o pewnej dojrzałości, z drugiej jest to dla mnie uciążliwe - na karmieniu niejadka spędzam dziennie parę godzin, karmienie to polega na wpychaniu mu do buźki łyżeczki z kaszą lub obiadem. Zdrowie już mu prawie na 100% dopisuje, więc może i apetyt wreszcie powóci :).

1 komentarz: