piątek, 18 marca 2016

Nadejszła wiekopomna chwila

      Nadszedł czas na naprawę Maćkowego oka. Po prawie pięciu latach od zdiagnozowania problemu, czekania, aż nadwzroczność ustabilizuje się i osiągnie poziom plus 9 w obu oczach, nasza pani okulistka uznała że nadszedł czas korekty zeza.

     Weekend przed terminem operacji był dla nas mega niewiadomą, czy w ogóle do szpitala pójdziemy, gdyż Ewa nam zaniemogła (38 stopni, lejący się katar i ból gardła -  taki teraz jest wirus u nas w szkole). Cały weekend Ewa była izolowana, na szczęście młody nic nie podłapał.

W poniedziałek stawiliśmy się w szpitalu, czekając TRZY godziny na przyjęcie na oddział. W zasadzie to moja jedyna negatywna uwaga co do pobytu w szpitalu:). Cały ten czas oczekiwania Maciek przyjął z godnością, aż nie dowierzałam w jego cierpliwość. Co prawda kosztowało mnie to 1,5 zł (knopers z automatu) i 2,7 zł (kinder bueno, też z automatu), ale Maciek naprawdę był grzeczny i nie marudził. Generalnie cały dzień spędziliśmy na badaniach, którym pacjent poddawał się bez problemu. Średnia wieku na oddziale to tak na moje oko z 70 lat...przy uwzględnieniu Maćkowych prawie 6 :). Czytaliśmy bajki, robiliśmy łamigłówki, spacerowaliśmy po korytarzach, jeździliśmy windą (a co ;).  W TV, jak skończyła się jakaś bajka i zaczęła następna-  koniki Pony, Maciuś powiedział, abym to wyłączyła, bo przecież mama nie pozwala tego oglądać. Babciom z naszego pokoju mało zęby nie powypadały:). Ja w sumie też jestem dumna, bo widać, że nasze zasady gdzieś tam w tej małej głowie siedzą:).

     Jedziemy dalej. Nadszedł wtorek, po głupim jasiu Maćkowi było w zasadzie wszystko jedno, gdzie jedzie i po co. Na operację pojechał jako pierwszy. Zez został zoperowany w trzech miejscach (wytypowano oko prawe, które krążyło sobie po orbicie w większej ilości kierunków). Według naszej pani okulistki (udało się zgrać grafiki i właśnie ta najlepsza okulistka dziecięca w Poznaniu mogła go zoperować) wszystko poszło prawidłowo. Pielęgniarka anestezjologiczna powiedziała mi, że usnął bez problemu, ale jak go rozintubowywano, to tak się rzucał, że trzymało go trzech dorosłych ludzi....Po powrocie do pokoju mój malutki, łagodny, delikatny i wrażliwy syneczek darł się jak opętany. Darł się, że go boli i że mam mu to (opatrunek) zdjąć. Moją rolą było pilnowanie, aby nie zdarł właśnie opatrunku...nie było to łatwe. Nie wiem, jak długo tak wrzeszczał, zgubiłam poczucie czasu. Najgorszą "obelgą" jaką mi Maciuś wykrzyczał było "jestem na ciebie zły", "jestem na ciebie ogromnie zły" oraz "nie dam ci całusa" :). Dostał lek przeciwbólowy, przycisnęłam go swoim ciałem do poduszki, pośpiewałam prosto w ucho jakieś kołysanki i zasnął. Do wieczora przebudzał się wielokrotnie, ale już tylko kwilił, że go boli.
Środowe badanie kontrolne pozwoliło nam iść do domu. Oko jest wściekle czerwone, bardzo wrażliwe na światło/ słońce, tak więc na razie siedzimy w domku. Choć w sumie to już w czwartek Maciek mówił, że już nie boli, i zachowywał się jak co dzień, czyli w sposób pogodny, wesoły i konstruktywny:)
   Maciek, tak prawdę mówiąc, był maskotką oddziału. Na co dzień jest on bardzo pogodnym, wesołym człowiekiem, swoją osobą bez wysiłku zjednuje sobie ludzi. Wszystkie babcie były oczarowane:). Przyjęłam na oddziale mnóstwo ciepłych słów dotyczących ogólnie osoby naszego krasnala i jego wtorkowych krzyków (podobno tak działa właśnie narkoza).
Byle do wiosny :)

PS - dodałam w sumie trzy nowe posty, poniżej linki do dwóch pozostałych
poradnia psychologiczno - pedagogiczna
http://maciekzpolnej.blogspot.com/2016/03/poradnia-psychologiczno-pedagogiczna.html


oraz sprawy podatkowe :)
http://maciekzpolnej.blogspot.com/2016/02/1-procent-podatku-za-rok-2015.html



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz