sobota, 14 maja 2016

Patrzenie na świat :)

      Informuję z dumą, że Maćkowe oko, to po operacji, wygląda ślicznie. Nawet bez okularów patrzy, jak trzeba, już nie żyje swoim własnym życiem. Estetyka, komfort - jest pięknie:).

No i takie historyjki:
- W poniedziałek tata odbiera Maćka z przedszkola. Pani wyjątkowo go chwaliła, ze ładnie jadł, że ładnie pracował w grupie, zrobił wszystkie zadania, i że tata może być z niego dumny. We wtorek -sytuacja się powtarza. W środę, po skończonych zajęciach rehabilitacyjnych Maciek pyta tatę, czy ładnie pracował i czy pani go chwaliła. Tata mówi, że tak, że pani chwaliła. No więc syn pyta, czy tata jest z niego dumny. Tata mówi oczywiście, że tak, Maciek na to "a jaką dostanę za to nagrodę?"

- budzę Młodego rano do przedszkola, ściągając z niego kołdrę. Maciek się obruszył, bo "dlaczego nie budzisz mnie tak jak tata?" (tata budzi go buziakiem:)

- popsuła się zabawka -śmieciarka. Tata oczywiście naprawił:). Maciek komentuje "jestem dumny z taty, że umiał naprawić moją śmieciarkę"


piątek, 18 marca 2016

Nadejszła wiekopomna chwila

      Nadszedł czas na naprawę Maćkowego oka. Po prawie pięciu latach od zdiagnozowania problemu, czekania, aż nadwzroczność ustabilizuje się i osiągnie poziom plus 9 w obu oczach, nasza pani okulistka uznała że nadszedł czas korekty zeza.

     Weekend przed terminem operacji był dla nas mega niewiadomą, czy w ogóle do szpitala pójdziemy, gdyż Ewa nam zaniemogła (38 stopni, lejący się katar i ból gardła -  taki teraz jest wirus u nas w szkole). Cały weekend Ewa była izolowana, na szczęście młody nic nie podłapał.

W poniedziałek stawiliśmy się w szpitalu, czekając TRZY godziny na przyjęcie na oddział. W zasadzie to moja jedyna negatywna uwaga co do pobytu w szpitalu:). Cały ten czas oczekiwania Maciek przyjął z godnością, aż nie dowierzałam w jego cierpliwość. Co prawda kosztowało mnie to 1,5 zł (knopers z automatu) i 2,7 zł (kinder bueno, też z automatu), ale Maciek naprawdę był grzeczny i nie marudził. Generalnie cały dzień spędziliśmy na badaniach, którym pacjent poddawał się bez problemu. Średnia wieku na oddziale to tak na moje oko z 70 lat...przy uwzględnieniu Maćkowych prawie 6 :). Czytaliśmy bajki, robiliśmy łamigłówki, spacerowaliśmy po korytarzach, jeździliśmy windą (a co ;).  W TV, jak skończyła się jakaś bajka i zaczęła następna-  koniki Pony, Maciuś powiedział, abym to wyłączyła, bo przecież mama nie pozwala tego oglądać. Babciom z naszego pokoju mało zęby nie powypadały:). Ja w sumie też jestem dumna, bo widać, że nasze zasady gdzieś tam w tej małej głowie siedzą:).

     Jedziemy dalej. Nadszedł wtorek, po głupim jasiu Maćkowi było w zasadzie wszystko jedno, gdzie jedzie i po co. Na operację pojechał jako pierwszy. Zez został zoperowany w trzech miejscach (wytypowano oko prawe, które krążyło sobie po orbicie w większej ilości kierunków). Według naszej pani okulistki (udało się zgrać grafiki i właśnie ta najlepsza okulistka dziecięca w Poznaniu mogła go zoperować) wszystko poszło prawidłowo. Pielęgniarka anestezjologiczna powiedziała mi, że usnął bez problemu, ale jak go rozintubowywano, to tak się rzucał, że trzymało go trzech dorosłych ludzi....Po powrocie do pokoju mój malutki, łagodny, delikatny i wrażliwy syneczek darł się jak opętany. Darł się, że go boli i że mam mu to (opatrunek) zdjąć. Moją rolą było pilnowanie, aby nie zdarł właśnie opatrunku...nie było to łatwe. Nie wiem, jak długo tak wrzeszczał, zgubiłam poczucie czasu. Najgorszą "obelgą" jaką mi Maciuś wykrzyczał było "jestem na ciebie zły", "jestem na ciebie ogromnie zły" oraz "nie dam ci całusa" :). Dostał lek przeciwbólowy, przycisnęłam go swoim ciałem do poduszki, pośpiewałam prosto w ucho jakieś kołysanki i zasnął. Do wieczora przebudzał się wielokrotnie, ale już tylko kwilił, że go boli.
Środowe badanie kontrolne pozwoliło nam iść do domu. Oko jest wściekle czerwone, bardzo wrażliwe na światło/ słońce, tak więc na razie siedzimy w domku. Choć w sumie to już w czwartek Maciek mówił, że już nie boli, i zachowywał się jak co dzień, czyli w sposób pogodny, wesoły i konstruktywny:)
   Maciek, tak prawdę mówiąc, był maskotką oddziału. Na co dzień jest on bardzo pogodnym, wesołym człowiekiem, swoją osobą bez wysiłku zjednuje sobie ludzi. Wszystkie babcie były oczarowane:). Przyjęłam na oddziale mnóstwo ciepłych słów dotyczących ogólnie osoby naszego krasnala i jego wtorkowych krzyków (podobno tak działa właśnie narkoza).
Byle do wiosny :)

PS - dodałam w sumie trzy nowe posty, poniżej linki do dwóch pozostałych
poradnia psychologiczno - pedagogiczna
http://maciekzpolnej.blogspot.com/2016/03/poradnia-psychologiczno-pedagogiczna.html


oraz sprawy podatkowe :)
http://maciekzpolnej.blogspot.com/2016/02/1-procent-podatku-za-rok-2015.html



Poradnia psychologiczno-pedagogiczna

        Moje podejście dla pomysłu sześciolatków w szkole jest na nie. Aczkolwiek nie jest to twarde nie, tylko raczej nie. Dwa lata temu podobne dylematy mieliśmy z Ewusią, rocznik 2008, która zgodnie z przepisami reformy musiała iść do szkoły. Wtedy szłam w zaparte, byłam gotowa ją odroczyć od szkoły za wszelką cenę. Poszliśmy z nią wtedy do poradni, w zasadzie po odroczenie. Pani psycholog, po przebadaniu naszej córki z każdej strony uczciwie powiedziała, że według niej, szkodą dla Ewy będzie nie posłanie jej do szkoły, ale zatrzymanie jej w przedszkolu. Przemyśleliśmy z mężem tą opinię...i posłaliśmy Ewę do szkoły. Do tej pory (kończy pomału drugą klasę) radzi sobie wspaniale, na koniec pierwszej klasy otrzymała na apelu wyróżnienie od pani dyrektor. Jest jednym z trójki najlepszych dzieci w klasie. Nasza rola rodzicielska polega oczywiście na dopilnowaniu jej przygotowania, ale w jeśli chodzi o pracę z dzieckiem w domu, to w zasadzie czasem tylko musimy jej wytłumaczyć, co autor zadania ma na myśli, i co Ewcia ma zrobić. Resztę mała ogarnia sama.

        Nadszedł czas podjęcia decyzji, gdzie od września będzie uczył się Maciek. Co prawda obecna "dobra zmiana" zniosła obowiązek szkolny dla sześciolatków, ale chcieliśmy obiektywnej opinii. Opinie mieliśmy bardzo rozbieżne. Od absolutnie tak (bo trzeba iść do przodu, bo dzieci są już do tego gotowe, bo trzeba równać do najlepszych, bo tak zaleca pani od margaryny i urzędnicy) do lepiej nie, aby pozwolić dziecku dojrzeć. Udaliśmy się do tej samej pani, która bardzo rzetelnie oceniała Ewę. Gotowość szkolna, wg testów wykonywanych w przedszkolu, jest u Maćka na wysokim poziomie, ok 90%. Opinia pani psycholog jest generalnie podobna. Testy i zadania Maciuś rozwiązał bardzo dobrze, w niektórych, do rzetelnej oceny, pani zabrakło skali. Natomiast bilans wszystkich składników, które tworzą gotowość szkolną zwraca uwagę na nieharmonijny rozwój naszego skrzata. Wynik zaniża jedynie motoryka. I ta duża, i ta mała, czyli praca ręki. Maciek nie przekracza 15 kg. Jego waga jest piórkowa, prac ręcznych typu szlaczki młody serdecznie nie znosi, robi je byle szybciej i mieć z głowy. Co prawda potrafimy go zmotywować, aby łapka pracowała, ale na tą chwilę jedynie szantażem...:) Zgadywanki, labirynty, łamigłówki Maciek uwielbia, robi to zawsze chętnie i sam z siebie. Ale szlaczki, kolorowanki.....hmm. Pominę milczeniem :) 
Tak więc, biorąc pod uwagę rzetelną opinię pani psycholog, naszą własną opinię i obserwację własnego dziecka, Maciuś zostaje w przedszkolu.

     Dodam tylko, że z Maćkowego rocznika do szkoły idzie troje dzieci. Klasa pierwsza w naszej gminie będzie jedna (troje sześciolatków plus dzieci, które powtórzą pierwszą klasę). Wg mnie pewnie jakaś część dzieci spokojnie mogłaby do szkoły iść już teraz, ale to już decyzja rodziców tych dzieci. Opinia naprawdę wielu nauczycieli wczesnoszkolnych jest taka, że na szczęście tylko półtora rocznika dzieci zostało skrzywdzonych, kiedy to wysłano ich szkoły jako sześciolatki. Miałam w tym tygodniu bardzo bliski kontakt ze służbą zdrowia w szpitalu. Jedna lekarka, która też ma sześciolatka powiedziała mi otwarcie, że wielu lekarzy z tamtego szpitala posłało swoje dzieci do szkoły jako sześciolatki. Wiadomo, ambicja, dziecko lekarza na pewno może iść wcześniej do szkoły. Guzik prawda, ci rodzice obecnie szczerze żałują swojej decyzji. Temat jest generalnie bardzo szeroki i rozwojowy, ale tutaj na razie go zakończę :)

Anegdotka:
gotowałam pomidorową. Ponieważ parę dni wcześniej gotowałam krem z pomidorów, moją ukochaną zupę, która to jednak nie zdobyła uznania w mojej rodzinie, Maciek do mojej pomidorowej miał już nastawienie sceptyczne. Tak więc gotowałam pomidorową, taką klasyczną. Syn powiedział mi tak" jak ci się uda zupa, to będę jadł. Jak się nie uda, to nie będę jadł". Na szczęście się udała :)

poniedziałek, 1 lutego 2016

1 procent podatku za rok 2015

     Z całego serca dziękujemy wszystkim Maćkowym darczyńcom. Wpłaty pochodzą z wielu miejsc w kraju, niektórych nawet nie potrafię wskazać na mapie. Wielu z Was nie znam, tym bardziej więc dziękujemy za okazane serce i pomoc Maćkowi. Intelektualnie synek rozwija się wspaniale, jest zdecydowanie powyżej średniej wśród dzieci w swoim wieku. W tym roku skupimy się na jego fizyczności, na pracy ręki, aby w szkole nie musiał zbyt wiele nadrabiać, i aby nie odstawał od rówieśników.

Maćkowe konto jest cały czas aktywne, pomóc mu można przekazując jeden procent podatku na poniższe dane:




poniedziałek, 19 października 2015

Moje 610 gram szczęścia

        Dawno nas tu nie było. Różne są przyczyny przestoju, ale to chyba nie miejsce na tłumaczenie się. Co u nas? Na tapecie mamy dwa tematy.

          Po pierwsze primo - na wiosnę wyznaczono nam termin operacji zeza. Spodziewałam się, że załatwimy to późną jesienią, tak też się nastawiłam psychicznie. Jednak w szpitalu  był jakiś poważny remont i wszystko się poprzekładało o dobry kwartał. Damy radę, może być wiosną, tym bardziej, że od miesiąca gil nas nie opuszcza.

          Po drugie primo - chodzenie na paluchach. Zgodnie z zaleceniem naszej pani neurolog, skonsultowaliśmy młodego u ortopedy. Takiego mega fachowca, lekarza, który wie, co mówi. Pan doktor wysłuchał historię Maćkowych narodzin, wypytał o czas, kiedy Maciek zaczął chodzić (miał 23 miesiące - taki średniaczek zaczyna chodzić w wieku około roku), wypytał o historię i sposoby rehabilitacji, obejrzał nogi i stopy. Diagnoza w dużym skrócie i uproszczeniu brzmi tak: synek jest w grupie dzieci podwyższonego ryzyka, i ze względu na jego wywiad i historię mamy mu po prostu pozwolić dojrzeć. Jakiś etap dojrzałości psychiczno-fizycznej dziecko osiąga zazwyczaj na przełomie wieku pięciu - sześciu lat, mamy po prostu poczekać. Rehabilitacja tak jak do tej pory, żadnych ekstra butów i kapci. Mamy pokazać się za pół roku. Jeśli będzie potrzeba, będzie botoks w łydki, ale pan doktor, po naszych zapewnieniach i obserwacji własnej, że Maciek jak myśli, to idzie na całych stopach, uważa, że takiej potrzeby nie będzie. Zobaczymy :)

       W przedszkolu trwają teraz diagnozy dotyczące gotowości szkolnej. Czekam niecierpliwie na opinię pani wychowawczyni. Tym bardziej, że opinie, które już znam z przedszkola,  są rozbieżne. Pani, która uczyła Maćka jako czterolatka uważa, że młody jest debeściak, jest bardzo mądry, inteligentny, umie czytać i bawi się tym, jego szlaczki są jedne z ładniejszych w grupie. Obecna wychowawczyni uważa, że "jak na dziecko z taką wadą wzroku to Maciek radzi sobie nie najgorzej". Czekam na oficjalne info na piśmie.

       Latem w tv leciały bardzo często reklamy i zapowiedzi serialu "Moje 600 gram szczęścia". Napaliłam się jak szczerbaty na suchary...no i niezły suchar z tego wyszedł. Próbowałam serial oglądać, twardo śledziłam go przez prawie trzy tygodnie...poddałam się. Nie mam sił słuchać o Andżelice, Edzi G, o wcześniakach ważących 3,5 kg z praktycznie donoszonej ciąży, przemądrzałych męskich specjalistów od laktacji. Serial jest po prostu nie na temat. Szkoda mi czasu. Szczerze interesuje mnie historia maleńkiej Amelki, trojaczków...ale reszta...rozczarowanie. Dlatego już nie polecam oglądania "Moje 600 gram szczęścia".

      W ostatnim tygodniu śmiałam się z krasnala. Pracował z panią tyflopedagog, ominęły go zajęcia w klasie, dostał więc pracę domową do zrobienia w ćwiczeniach. Na obrazku pełnym kwiatów miał poszukać wszystkie literki "o" i je pokolorować. Maciek do tematu podszedł odpowiedzialnie. Sam  wgramolił się na Ewy fotel, usiadł sobie przy biurku, wyjął kredki i pokolorował "o". Nie ingerowałam. Oddaliśmy kolejnego dnia ćwiczenia, pani otwiera zadanie domowe i mówi "oj Maciuś, ale ci się nie chciało"... :)

środa, 10 czerwca 2015

5 lat minęło

     No więc mija dziś 5 lat, od kiedy mamy naszego szkraba z nami. Nie wiem, kiedy minął ten czas, dopiero co jeździłam do niego każdego dnia na Polną, modląc się o jego życie, zdrowie, emocjonalna mega huśtawka nie opuszczała mnie ani na chwilę. Dziś mamy w domu wspaniałego pięcioletniego mądralę :).
Wzrost jakieś 102-103cm, waga ok 13,2 kg. Radość życia - 100/100. Bystrość 100/100. Urok osobisty 100/100.
Z ostatnich anegdotek:
- usmażyłam naleśniki. Dzieciom na słodko, rodzicom z farszem mięsno-warzywnym. Moim naleśnikiem zainteresował się Maciek, wypytał mnie o skład, więc mówię mięsko mielone, fasola czerwona, kukurydza, pomidorki...Maciek na to "ale to jest straszne".
- cały czas zwracam mu uwagę, że ma chodzić na piętkach. Któregoś razu w przedszkolu pani mu się pyta: "Maciuś, a czy ty umiesz chodzić na całych stopach?" Maciuś na to "tak, bo mama mi każe".

To były sytuacje żartobliwe. A poniżej taka, którą syn mi po prostu zaimponował.
Byliśmy na  pikniku ekologicznym. W jakimś konkursie dzieci dostały balony. Odeszliśmy już od stoiska, kiedy Ewie pękł jej balon. Ewa stała i przeżywała, za to Maciek, z własnej inicjatywy, poleciał do pani od balonów. Zgłosił, co i jak i zorganizował siostrze nowy balon. Pękałam z dumy :).

        Dwa tygodnie temu byliśmy na corocznej kontroli u pani neurolog. Generalnie Maciuś bardzo się pani podobał, jednak p. doktor podejrzewa, że jedna Maćkowa noga jest nieco krótsza niż druga i powinniśmy ją skonsultować u ortopedy. Taki najlepszy w Poznaniu, którego poleciła nam pani, przyjmuje jedynie prywatnie, koszt wizyty to jedyne 350 zł....nie wierzę normalnie, dla kogo te ceny????

       Uczymy Młodego czytać sylabami, tak jak kiedyś uczyliśmy Ewunię :) Jedziemy z tej samej książki, Maciek ma mega radość, jak czyta :). A ja jeszcze większą, jak widzę, jak nasz maleńki, maciupki synek rośnie i się rozwija:).

Miało być o Maćku, ale pozwolę sobie wspomnieć o Ewci. Ewcia nie ma jeszcze 7 lat, za chwilę kończy pierwszą klasę. Jest w trójce najlepszych dzieci w klasie, rozwija się wspaniale. Ostatnio pani od w-f wydelegowała nam córkę na zawody sportowe, jako jedynego 6- latka. Spytałam się Ewy, jak ona to robi, że czego się nie dotknie, tam odnosi sukces. Ewa odpowiedziała, że "nic na to poradzę, że mnie taką urodziłaś". Budują człowieka takie chwile...oj,bardzo :)


niedziela, 3 maja 2015

Próba manipulacji rodzicem okiem pięciolatka

      Maciek bardzo chciał grać na komputerze. Staramy się tą pasję kontrolować i reglamentować, więc któregoś dnia odmówiłam dziecku komputerowych gier. Maciek na to odpowiedział bardzo prosto:
- "mamo, ale ja cię przecież kocham".
 Ja też go kocham, ale ponieważ znam osobiście przypadki uzależnienia od komputera, wiem, czym to grozi i jak to się kończy, więc po prostu, pomimo tak gorącej argumentacji, odmówiłam. Krasnal, jako dziecko bardzo kreatywne, godnie się pogodził z odmową i zajął czymś innym :).

U nas po malutku. Znamy przyczynę chodzenia na palcach -jedna maciejowa stópka ma coś przeciwnego płaskostopiu - podeszwa jest wgłębiona bardziej, niż powinna, dzięki czemu młody nie czuje podłoża tak, jak trzeba. Ćwiczymy te stópki cały czas, ale jak na razie wciąż jest 1-0 dla Maćka.

      Pani logopedka zwróciła nam uwagę na fakt, że Maciek zaczyna nam czytać globalnie i głoskować wyrazy. Pani Justyna mówi, że w jego przypadku na pewno nie będzie kłopotu z czytaniem :). Z kolei pani p.o. wychowawcy w przedszkolu mówi, że synek jest bardzo bystry, inteligentny, jest cytuję "igiełką". Do tego jest mega społecznym człowiekiem, bardzo wesołym i serdecznym.
Z drugiej strony....jeśli myślę o Maćku jako sześcioletnim pierwszoklasiście, to na dzień dzisiejszy jestem temu absolutnie przeciwna. Żadna pani minister ani szeregi jej podwładnych, pani od margaryny, która zachwala reformę, żadna wspaniała reklama kolorowej szkoły...nikt nie jest mnie w stanie przekonać, że przeciętny sześciolatek w szkole to jest dobry pomysł. Tak czy inaczej - to temat na inny post.

     Któregoś dnia, wczesną wiosną, wybraliśmy się na bardzo długi spacer. Na naszym szlaku była wielka góra, na którą trzeba było się wspiąć i z niej zejść. Weszliśmy, zeszliśmy, wszystko ok:). Następnego ranka Ewa miała w łydkach potężne zakwasy, płakała nam, schodząc ze schodów. Zrobiliśmy jej w wannie gorącą kąpiel (zazwyczaj używamy prysznica). Maciek o mało co nie wyszedł z siebie, on też domagał się kąpieli, "dlaczego Ewa może kąpać się w wannie a ja nie". Odpowiedziałam, że Ewunię bolą łydki i musi je sobie  wymoczyć w ciepłej wodzie. Maciuś na to, że jego też bolą łydki. Oczywiście pozwoliłam mu też wskoczyć do wanny, ale wcześniej usłyszałam jeszcze pytanie "mamo, a co to są łydki?".